Alpy Alpy Karnickie Trekking

Dolina Montanaia – bivacco Perugini

Opuszczamy camping Soal i rejon Catinaccio i jedziemy w Alpy Karnickie. Cel na dziś to bivacco Perugini położony w Dolinie Montanaia. O Karnickich wiemy niewiele poza tym, że jest tam krucho, dziko i łatwiej natknąć się na zwierza niż człowieka. Już po zjechaniu z drogi głównej na lokalne, widać jak inny od Dolomitów jest ten rejon. Przede wszystkim infrastruktura turystyczna – niemalże zerowa. Po drodze mijamy kilka miasteczek, w tym Erto e Casso, które przypomina ghost town – puste ulice, mnóstwo opuszczonych domów. Ciekawe co tu się wydarzyło? Kolejne miejscowości również wyglądają jakby czas się w nich zatrzymał. Po kilkunastu kilometrach zabudowania kończą się. Wjeżdżamy na drogę gruntową, która przecina w kilku miejscach wyschnięte koryto rzeki i po jakimś czasie docieramy na parking. Za nami podążają osiołki, które niestety nie chciały współpracować i dać się objuczyć plecakami ;-)

img_4487

Robimy małe przepakowanie i wchodzimy na szlak. Dojście do bivacco jest długie i mozolne, prawie cały czas prowadzi rozległymi piargami, którymi pniemy się w górę strumienia. Po około 3 godzinach jesteśmy na miejscu. Jest po 19.00, załapujemy się na ostatnie promienie słońca. Otoczenie jest niezwykłe, warto było się trochę pomęczyć dla takich widoków.

img_4490

W bivacco poznajemy Riccardo, póki co jedynego współlokatora. Gawędzimy sobie trochę przed bivacco, gdy nagle znikąd zjawiają się strażnicy leśni. Kolega wyjaśnia, że patrolują ten teren w poszukiwaniu kłusowników i liczą ‘kamoszi’ (???). „You know, like Bambi from Walt Disney”. No i wszystko jasne. Mówią, że są bardzo zadowoleni, że dzisiejsza noc wypadła im w bivacco. No ba, w takim otoczeniu…  Powoli zapada zmrok, jeszcze tylko ostatnie zdjęcie i układamy się do snu…

img_4495

Kolejnego dnia budzimy się o świcie i ruszamy na przełęcz Montanaia widoczną na zdjęciu za bivacco. Meldujemy się tam już o 7.30, bo jeszcze tego wieczora musimy dotrzeć do Dobbiaco, miasteczka niedaleko austriackiej granicy. Po wycieczce na przełęcz już nie dziwię się dlaczego w Karnickich nie ma zbyt wielu szlaków na szczyty ani ferrat. Kruchość terenu potrafi mocno zniechęcić. Kijki są obowiązkowe, a wręcz niebezpiecznie jest schodzić bez nich. Wracając z przełęczy słyszymy charakterystyczny dźwięk. Okazało się, że na tej ładnej maczudze na przeciwko bivacco zamontowano dzwon. Rano pojawili się pierwsi wspinacze i w ten sposób zasygnalizowali zdobycie szczytu :-)

img_4523

img_4543

img_4546

Na  dole pakujemy się i robimy ostatnie zdjecia, kolega dumnie pręży się w progach bivacco. Następnie we trójkę schodzimy na parking, bo obiecaliśmy Ryszardo, że podwieziemy go do pobliskiego miasteczka. My planujemy powrót, za to kolega wspomina że chce jeszcze odwiedzić miasto zniszczone w latach 60-tych przez lawinę kamienno-błotną. No to już wiemy co stało się z Erto… My niestety nie mamy czasu żeby pochodzić po miasteczku, czego teraz trochę żałuję, bo nie wiadomo czy jeszcze kiedyś nadarzy się okazja by zawitać w ten rejon. (…)

 

You Might Also Like

Common phrases by theidioms.com