8O 4.00 nad ranem przenikliwy dźwięk budzika zaczyna świdrować mi głowę. Tak bardzo chciałam zobaczyć Tatry o wschodzie słońca, ale nie potrafię się przemóc i wstać z łóżka. Czasami jest tak, że człowiek budzi się o 6.00 radosny jak skowronek, ale wystarczy, że pośpi dwadzieścia minut dłużej i już pobudka staje się nie lada wyczynem. Tak właśnie było tym razem, po prostu nie trafiłam w swoją godzinę. Rozbudziłam się jednak na tyle, że nie potrafiłam ponownie usnąć, zamiast tego trwałam w stanie czuwania, podrywana co 15 minut kolejnymi „drzemkami”. Wreszcie wrzuty sumienia nakazały mi się ubrać i nie zmarnować tego dnia do reszty. Dlaczego tak bardzo uparłam się, aby jednak ruszyć cztery litery? Ano dlatego, że po kilku dniach opadów i nisko zalegających chmur, na poniedziałek zapowiadano powrót złotej jesieni. Tak gwałtowna zmiana pogody zazwyczaj zwiastuje ciekawe zjawiska atmosferyczne i dobre warunki do fotografii. Być może to już ostatnie takie przebłyski dobrej pogody, wszak listopad za pasem, a nie jest to najbardziej słoneczny miesiąc. To wszystko zmotywowało mnie do namierzenia w okolicy wysokiego, łatwo dostępnego ostańca, z którego będę mogła obserwować wstający dzień. Już przed domem snuły się delikatne wstążki mgły, co upewniło mnie w słuszności tej porannej eskapady. Do wschodu pozostało niewiele czasu, a tu jeszcze trzeba oskrobać szyby w samochodzie. Przyspieszyło to wybór celu, zdecydowałam się jechać na pobliską Powroźnikową. Aby dojść do skały, auto należy zostawić przy cmentarzu, ale ani mi się to śni. Jest ciemno, jestem sama i mam bogatą wyobraźnię o zabarwieniu katastroficznym. Tak więc…nie-ma-mo-wy! Podjeżdżam bliżej skały, tyle na ile pozwala podwozie auta.
Na szczęście jaśniejące z każdą chwilą niebo rozwiewa wszelkie niepokoje ;-) Teraz pozostało już tylko wdrapać się na skałę i czekać na przedstawienie. Wchodzę więc na górę, a tam… istne szaleństwo! Grzbiet Powroźnikowej niczym bezludna wyspa na oceanie, wystaje ponad taflę mgieł, szczelnie wypełniających jurajskie doliny. Spodziewałam się interesującego widoku, ale to jest czysta magia. Jesiennych inwersji, mgieł i kolorów. Esencja października. Będę wracać myślami do tej chwili, gdy wewnętrzny leń ponownie każe mi machnąć ręką na budzik i naciągnąć na uszy kołdrę.
Zjawiskiem równie fascynującym jak poranne morze mgieł jest Widmo Brockenu. Nazwa pochodzi o szczytu Brocken w niemieckich górach Harz, gdzie podobno zaobserwowano je po raz pierwszy. Wybitny polski taternik, Jan Alfred Szczepański, stworzył przesąd, zgodnie z którym raz zobaczone widmo oznacza niedługą śmierć. Aby zdjąć z siebie klątwę widma trzeba zobaczyć je jeszcze trzy razy. Ale żeby zobaczyć je w ogóle, musimy wybrać się w góry kiedy górna warstwa chmur znajduje się poniżej ich wierzchołków. Wówczas, ustawiając się na linii słońce-chmury, te ostatnie działają jak ekran, na którym wyświetla się nasz cień. Na skutek załamywania się promieni słonecznych na kropelkach wody, wokół naszej sylwetki pojawia się kolorowa aureola, zwana też glorią.
Tak się dziwnie złożyło, że przez 13 lat chodzenia po górach, nigdy nie udało mi się go zobaczyć. Było słoneczne halo, halo wokół księżyca, diamentowy pył czy słońce poboczne, ale nie widmo. Dopiero w ten poniedziałkowy ranek ujrzałam na mgle swój cień, a po kilku minutach pojawiła się i wyraźna aureola. Kiedy zastanawiałam się dlaczego tak się działo, czy miałam jakiś gigantyczny niefart, czy może nie udawało mi się być w odpowiednim miejscu i czasie, doszłam do wniosku, że po prostu zbyt asekurancko podchodziłam do wyjazdów w góry. Zwyczajnie, jeździłam w zbyt dobrą pogodę. Nie to, że boję się zmoknąć, parszywe warunki przecież nie są mi obce, ale gdy widzę, że nie ma szans na zrobienie choćby przyzwoitych zdjęć – odpuszczam. Nie powiem, że taki wyjazd byłby zmarnowany, bez przesady, ale z pewnością czułabym wielki niedosyt musząc schować aparat do plecaka. Tym sposobem omijały mnie wszystkie widma i prawie wszystkie morza chmur i mgieł. W zeszłym roku poczułam silną potrzebę aby znowu zacząć jeździć na zdjęcia. Zobaczyć te magiczne mgły, wschody i zachody słońca i inne piękne zjawiska, na które normalnie nie ma czasu. Bez ciężkiego plecaka, długich tras, pośpiechu, poganiania, ciśnienia na dojście z miejsca A do miejsca B. Zaczęłam szukać ciekawych punktów widokowych w pobliżu Tatr. Udało mi się wybrać w kilka z wytypowanych miejsc. Kiedy człowiek zrywa się z ciepłego łóżka w środku nocy aby wsiąść do zimnego samochodu i z oczami na zapałki przejechać ponad 100 kilometrów, to dobrze upewnia się, czy warto, czy warunki pogodowe dopiszą. Oczywiście porażki są nieuniknione, ale z czasem dochodzi się do wprawy. Warunki, w których występuje zjawisko morza mgieł/morza chmur, na pierwszy rzut oka nie rokują. W dolinach zalega mgła lub nieboskłon wypełniają niskie chmury, często towarzyszy im lekka mżawka, wszystko przemawia za tym, aby zostać w domu. Jednak ci, którzy niezrażeni prą do góry, często zostają nagrodzeni widokami jak poniżej (lub lepszymi, bo z górami w tle :-) ). W wielu sytuacjach jesteśmy w stanie przewidzieć kiedy wystąpi to zjawisko, bez zaglądania w prognozy. Wystarczy pilna obserwacja pogody na dzień przed.
Zjawisko morza mgieł najczęściej obserwuje się na obszarach górskich, w dolinach i kotlinach, w okresie jesieni i zimy. Występuje zazwyczaj gdy dochodzi do inwersji temperatury powietrza. W normalnych warunkach, temperatura spada wraz ze wzrostem wysokości. Standardowo jest to spadek o 0,6 C co 100 metrów. Podczas inwersji dzieje się odwrotnie, im wyżej tym powietrze jest cieplejsze. Gdy stykają ze sobą dwie masy powietrza – z góry lżejsza, ogrzana i sucha, z dołu ciężka, zimna i wilgotna, następuje kondensacja pary wodnej czyli tworzenie się mgły. Rodzaje inwersji oraz mgieł są różne. Są to bardziej skomplikowane procesy, w których rolę odgrywają jeszcze inne czynniki, takie jak pory roku czy ciśnienie.
Czasami jednak trafiają się nam spontaniczne wyjazdy lub nie jesteśmy pewni, czy dobrze czytamy panujące warunki atmosferyczne. Wtedy z pomocą przychodzi portal http://www.meteo.pl/ . Ma on co prawda średnio przyjazny interfejs, ale za to bogate wnętrze ;-) Jeżeli wybieramy się w wyższe góry, np. Tatry i chcemy zobaczyć morze chmur, powinniśmy bliżej przyjrzeć się parametrom wierzchołek chmur oraz widzialność na poniższym wykresie. Jeżeli parametr widzialność przebiega ponad parametrem wierzchołek chmur, jest duża szansa, że to będzie ten dzień. Warto również zerknąć na okienko niżej, tam gdzie wykres pokazuje poziom występowania chmur bardzo niskich, niskich, średnich i wysokich oraz zamglenie. Jak czytać meteogram można znaleźć tu https://faq.meteo.pl/ lub tu http://www.astromaniak.pl/viewtopic.php?f=3&t=15357
Jeśli macie inne, ciekawe metody przewidywania pogody lub zjawisk na niebie, to podzielcie się nimi w komentarzach :-)
Uff, zdążyłam… :-)