Podróże Trekking Włochy

Weekend po włosku – Bergamo, Lecco i Monte Resegone

Bilety lotnicze do Bergamo często można upolować w atrakcyjnej cenie, a gdy dodatkowo podróż odbywa się np. Ryanairem, mamy zapewnione całkiem sporo miejsca w ramach bagażu podręcznego. Łącznie pozwala to na odbycie stosunkowo budżetowej wycieczki. W końcu i my, po miesiącach wzdychania do ofert ze stron wyszukiwarek tanich lotów, decydujemy się na zakup biletów. Do urlopu zostało dużo czasu, a że jesteśmy już mocno stęsknieni za włoskim słońcem i winem, ta oferta spada nam z nieba. Cztery dni którymi dysponujemy to wystarczająca ilość czasu by zwiedzić miasto, a może nawet dołożyć do planu jakiś extra bonus.

 

 Bergamo 

Po przylocie w pierwszej kolejności kierujemy się do informacji turystycznej po mapy. Z przystanku autobusowego, znajdującego się tuż przy wyjściu z lotniska, linią 1a dostajemy się na dworzec autobusowy w centrum Begramo, skąd dalej na pieszo do kwatery zarezerwowanej przez Airbnb, w którym to serwisie debiutujemy jako „goście”. Mimo pozytywnych opinii znajomych i dobrego wrażenia jakie wywarł na nas przyszły gospodarz podczas korespondencji, mamy pewne obawy i zastanawiamy się na ile opis i zdjęcia kwatery będą pasować do tego co zastaniemy na miejscu. Kamienica, w której znajduje się nasze lokum, położona jest optymalnie, mniej więcej w podobnej odległości od dworca jak i najatrakcyjniejszej części miasta, Citta Alta. Wdrapujemy się na ostatnie piętro do mieszkania, które składa się z salonu, pokoju dla gości i antresoli, która jest sypialnią gospodarza. Almir od razu zaskarbia sobie naszą sympatię i, szczęśliwie, z wzajemnością. Rozmawiamy chwilę w salonie i poznajemy zasady panujące w domu. Nasz gospodarz mieszka z bardzo sympatycznym pieskiem, bulterierem „Cziczo”, który po przywitaniu szybko akceptuje nas jako nowych współlokatorów. Nasz pokój jest czysty i schludny, ma również bezpośredni dostęp do łazienki. Mankamentem jest brak okna, co wymuszało otwieranie drzwi do toalety, by do pomieszczenia wpadało choć trochę światła dziennego. To, że pokój jest ciemny nie wynikało z treści ogłoszenia, ale biorąc pod uwagę całokształt miejsca i krótki czas pobytu, nie odebraliśmy tego jako bardzo rażąca wadę.

Zwiedzanie rozpoczynamy od poleconej przez Almira knajpki Da Nasti, w której zamawiamy pizzę, sałatkę i wino. Jedzenie jest smaczne, ale bez rewelacji, a pizzy niestety daleko do tych jakie jadaliśmy w Dolomitach (moim zdaniem, gdyż wg Sebastiana była to najlepsza pizza jaką jadł we Włoszech ). Lokal nadrabiał za to sympatyczną i kontaktową obsługą.  

Kolejny dzień chcemy w całości poświęcić na zwiedzanie Citta Alta, czyli historycznie najstarszej części Bergamo. Zważywszy, że koncentrują się tam najciekawsze zabytki miasta, również i najpiękniejszej. Citta Alta (Górne Miasto) jak nazwa wskazuje góruje nad resztą Bergamo, otoczone dodatkowo wysokimi murami obronnymi.  Można dostać się tam zabytkową kolejką wąskotorową, która pokonuje 85 metrów przewyższenia, lub pieszo. My wybieramy tę drugą opcję gdyż tak krótki podjazd wydaje się kompletnie bez sensu, choć kolejka sama w sobie ponoć stanowi atrakcję.

Po drodze zaglądamy do kościoła dei Santi Bartolomeo e Stefano:

111_6

Potężny mur oddzielający Citta Alta od Citta Bassa:

111_5

Żar leje się z nieba więc po drodze rozglądamy się za wodą. To co podoba mi się we włoskich miasteczkach to liczne kraniki z woda pitną, ulokowane zwłaszcza w miejscach, które odwiedzają turyści. 

Z każdym krokiem widoki robią się ciekawsze. Widać jak ładnie położone jest Bergamo:

111

111_2

111_3

Po sforsowaniu murów Citta Alta, w pierwszej kolejności udajemy się do pięknego Parco delle Rimembranze. Uwagę zwracają zabytkowe obiekty artyleryjskie oraz olbrzymie, wiekowe drzewa przypominających nieco nasze modrzewie.

DSC_0959

DSC_0962

Widoki na miasto również niczego sobie:

DSC_0961

DSC_0963

DSC_0965

DSC_0974

DSC_0975

Przenosimy się na niewielki plac Piazza Vecchia, powstały w XV w i pełniący dawniej funkcję centrum administracyjnego. Obecnie jest to miejsce oblegane przez turystów ze względu na pobliskie zabytki i punkty gastronomiczne. Zwiedzając miasta zawsze staramy się wdrapać na najwyższy lub chociaż atrakcyjny widokowo punkt, czy to w postaci wieży widokowej, czy wzniesienia terenu. Tu takim miejscem okazała się Torre Civica, na którą można wejść lub wjechać windą uiszczając wcześniej opłatę w wysokości 3 euro. Widoki z wieży są przednie i warte swojej ceny, szkoda tylko, że nikt na wejściu nie rozdawał zatyczek do uszu i nie uprzedzał, że dzwon na jej szczycie regularnie wybija godziny. Kiedy tak raptem przydzwonił mi prosto w ucho to zamroczyło mnie na kilka sekund :lol:…także radzę być na to przygotowanym ;-).

Wspaniała Cappella Colleoni przy sąsiednim Piazza Duomo:

DSC_0988

DSC_0990

DSC_0991

DSC_0992

Piazza Vecchia:

DSC_0994

Widoczne na horyzoncie wzgórze to San Vigilio, nasz kolejny cel:

DSC_0996

Ale zanim się tam dostaniemy zaglądamy do polecanej lodziarni La Marianna, znajdującej się niedaleko dolnej stacji kolejki na San Vigilio i bramy Porta Alessandro. Ponoć to właśnie w La Mariannie wymyślono smak stracciatella. I znowu wyjdę na marudę, bo toskańskie lody jakoś bardziej przypadły mi do gustu. Może zamiast przebierać w sorbetach powinnam postawić na klasykę – słynną stracciatellę właśnie. Nie znaczy to, że tutejsze lody były złe, najwidoczniej za bardzo nastawiłam się na efekt „wow”. 

Po przerwie na słodkości ruszamy dalej. Wzgórze San Vigilio, najwyżej położona część miasta, było niegdyś ważnym punktem strategicznym oraz doskonałym miejscem obserwacyjnym dla wojska. Na jego szczycie obecnie znajdują się częściowo odrestaurowane ruiny zamku Castello di San Vigilio. Pierwsze wzmianki na temat istniejących tam fortyfikacji pojawiły się już w VI wieku. Przyznam, że gdyby nie informacja w przewodniku nie mielibyśmy pojęcia, że kiedykolwiek znajdował się tam zamek, ponieważ ruiny z daleka są zupełnie niewidoczne. Z bliska wyraźnie widać za to fragmenty podniszczonych murów:

DSC_1000

Tuż poniżej zamku, na zboczach wzgórza wybudowano alejki spacerowe i miejsce odpoczynku dla turystów, w którym mogą schronić się przed palącym słońcem. Całkiem zgrabnie im to wyszło. Te pnącza okalające metalową konstrukcję to jaśmin szlachetny. W Polsce widziałam go jedynie w postaci rośliny doniczkowej, w Bergamo natomiast przy wielu domach pełni funkcję żywopłotu. Jego kwiaty mają bardzo intensywny, wręcz mdlący zapach, który na dłuższą metę może być drażniący, choć mi akurat przypadł do gustu.

DSC_0998

W tym miejscu kończymy zwiedzanie Bergamo i kierujemy się powoli do centrum w poszukiwaniu dobrej pizzy. 

DSC_1007

A po drodze…

DSC_1020

 

Lecco 

Kolejnego dnia żegnamy się z Almirem i przenosimy do pobliskiej miejscowości Lecco, gdzie planujemy spędzić resztę pobytu. Lecco to niewielkie miasteczko, w którym nie ma wiele do zwiedzania, za to położne jest tuż nad jeziorem Como, a to z kolei bardzo chcemy zobaczyć. Pociągi do Lecco regularnie kursują ze stacji kolejowej w Bergamo, tak więc dostanie i wydostanie się z miasteczka o dogodnej porze nie jest problemem. Bilet w jedną stronę dla osoby dorosłej kosztuje 3,60 euro, a podróż trwa niecałą godzinę.

Zamierzamy zakwaterować się w nowym miejscu, a następnie pozwiedzać trochę miasto i zrobić rekonesans przed kolejnym dniem. I tu w nasz wyjazd wkrada się element komediodramatu, gdyż chwilę po opuszczeniu pociągu uświadamiamy sobie, że nie dane nam będzie nocować w Lecco, ponieważ pokój zarezerwowany mamy w Lecce, oddalonym stąd o jakieś 1000 kilometrów!  Ożeż, tak to się jeszcze w życiu nie pomyliłam :lol: No dobra, pośmialiśmy się ale co tu robić? Po sprawdzeniu w kilku serwisach turystycznych z Airbnb włącznie, okazuje się, że jedyne dostępne opcje na nocleg w Lecco to jakieś wypasione hotelowe apartamenty. Nie mając wyjścia raz jeszcze rezerwujemy pokój w Bergamo, w najtańszym hostelu jaki udało mi się znaleźć, który i tak jest kilka razy droższy niż uprzednio opłacona kwatera w cholernym Lecce. Jedyna pociecha to to, że udaje nam się odzyskać część kwoty za niewykorzystany nocleg. Żeby nie było zbyt łatwo, okazuje się że na dworcu w Lecco nie ma przechowalni bagażu, dlatego jesteśmy zmuszeni zwiedzać miasto z całym dobytkiem na plecach. W związku z tym zaznaczone na planie miasta zabytki dosłownie przebiegamy, żeby resztę dnia móc wylegiwać się nad jeziorem Como. W międzyczasie zaglądamy jeszcze do informacji turystycznej by zdobyć mapę okolicznych gór i dowiedzieć się jak dojść na Monte Resegone, cel jutrzejszej wycieczki.

DSC_1021

 

Monte Resegone 1875 m n.p.m. 

No bo ileż można zwiedzać miasta, choćby były najpiękniejsze? ;-) Poza tym co to za wycieczka bez górskiego akcentu, zwłaszcza gdy te góry są na wyciągnięcie ręki.

W informacji turystycznej zdobywamy bezpłatną mapę: ładnie wydana, kolorowa i ogólnie na „bogato”… ale w takiej skali, że niewiele z niej wynika. Jako że dysponujemy kilkoma opisami z netu, a sam szczyt jest popularny i oblegany przez turystów, szczegóły topograficzne postanawiamy zgłębić w trakcie. Aby dostać się na szczyt mamy dwie opcje: od samego dołu, czyli podjeżdżając autobusem nr 5 z przystanku Via Montello, znajdującego się w pobliżu stacji kolejowej w Lecco, do dolnej stacji kolejki linowej Piani d’Erna. Dalej szlakiem. Taki sposób sprawi, że wejście na tę niepozorną górę stanie się niezłą wyrypą (4-6 godzin na szczyt). Drugą opcją jest posilenie się kolejką linową i start z poziomu jej górnej stacji. Ze względu na czas jaki zajęło nam wydostanie się z Bergamo, dojazd do Lecco, a następnie dojazd autobusem nr 5, który zanim dotrze na miejsce musi objechać całe miasto, wybraliśmy opcję numer dwa. Jak się okazało na wagonik również przyszło nam czekać, dlatego na szczyt wyruszamy po godzinie 13.00 (!) co chyba jeszcze mi się nie zdarzyło i czego z zasady nie polecam, noo alee… skoro tyle czasu poświęciliśmy żeby się tu dostać, a pogoda była dobra, mielibyśmy rezygnować? No way. Szlak, który wybraliśmy oznaczony jest numerem 10. Patrząc na jego przebieg z okolic kolejki, zaczynam się zastanawiać ile czasu zajmie nam ta wycieczka. Ścieżka najpierw trawersuje cały masyw Monte Resegone, a później wbija w pionowy żleb, gdzie koncentrują się trudności.

Z lewej wspomniany żleb, z prawej nasz cel z widocznym krzyżem na szczycie:

DSC_1025

Na razie łatwo, takie trochę Alpy Karnickie, trochę Dolomity:

DSC_1027

Po drodze punkt widokowy. Jezioro Como jak na dłoni, tylko niestety widoczność słaba:

DSC_1028

Robi się coraz bardziej górsko i swojsko. 

DSC_1030

Rzut okiem wstecz:

DSC_1031

Wchodzimy do żlebu Canale Bobbio, aparat ląduje w plecaku. Są tu fragmentami ubezpieczone, pionowe odcinki gdzie trzeba się trochę nagimnastykować. Gdybym miała porównać trudności do tatrzańskich, to te największe byłyby na poziomie największych trudności w wejściu na Zawrat szlakiem z Doliny Gąsienicowej. Może miejscami ciut trudniej i stromiej. Dla nas cała ta trasa była jednym wielkim zaskoczeniem, spodziewałam się raczej mozolnego podejścia, a tu w sumie miła niespodzianka. Choć szlak nie jest zakwalifikowany jako via ferrata, jest ubezpieczony, zwłaszcza w środkowej części żlebu. 

Mimo moich początkowych wątpliwości związanych z brakiem lonży, ostatecznie bez przeszkód docieramy na przełęcz, z której kolejnym trawersem (tym razem z drugiej strony masywu) dochodzimy do schroniska Rifugio Azzoni, położonego tuż pod szczytem Monte Resegone.

DSC_1033

DSC_1036

DSC_1038

Widoczek ze szczytu na inną część Alp Bergamskich, których największe wzniesienia sięgają powyżej 3000 m n.p.m.

DSC_1041

W dole Lecco i Jezioro Como:

DSC_1044

Na szczycie nie zabawiamy długo, bo nagli nas czas. Widoczność co prawda nie dopisała, ale i tak udało się nacieszyć oczy i na chwilę uciec od ulicznego zgiełku. Widok na Jezioro Como i okoliczne miasteczka robi wrażenie, a wysokie szczyty Alp Bergamskich zachęcają do powrotu w te strony.

Schodzimy szlakiem prowadzącym w całości po drugiej stronie masywu Resegone. Postaram się uzupełnić info o numerze szlaku, jeśli tylko dotrę do jakichkolwiek wiarygodnych informacji na ten temat, bo niestety pamięć mnie w tej chwili zawodzi.

Łagodną ścieżką wśród łąk docieramy do miejsca startu.

DSC_1055

DSC_1056

DSC_1061

Podsumowując, to byłby bardzo udany wyjazd gdyby nie fakt, że przez roztargnienie tanie bilety „nadrobiliśmy” drogim noclegiem. Mimo wszystko było warto  :-)


Na koniec fajna mapka Bergamo z opisanymi atrakcjami:

 

 

 

 

 

 

Oprócz tego korzystaliśmy z przewodnika „Włochy Północne. Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu” wyd. Bezdroża

You Might Also Like

Common phrases by theidioms.com