Kilka godzin po opuszczeniu Perugii docieramy do campingu Gran Sasso, położonego u stóp średniowiecznego Santo Stefano di Sessanio. Rankiem następnego dnia idziemy zwiedzić miasteczko, z którego następnie chcemy przejść szlakiem do zamku Rocca Calascio, robiąc tym samym lekką trasę na rozruch.
Santo Stefano znajduje się w Parku Narodowym Gran Sasso i Monti della Laga, w Apeninach Środkowych. Położone jest na wzgórzu o wysokości 1250 m npm, czyli na podobnym poziomie co np. nasze Bieszczady, zresztą okoliczne pagórki nawet trochę je przypominają.
Pierwsze zabudowania w mieście pochodzą już z XI wieku. O ile w poprzednio zwiedzanych miejscowościach spacerowaliśmy „jedynie” śladami średniowiecznych zabytków, tak tutaj człowiek czuje jakby znalazł się w skansenie lub został przeniesiony w czasie do innej epoki.
Santo Stefano tętniło życiem do czasów I Wojny Światowej licząc wówczas ponad 1000 mieszkańców. Ludność od wieków utrzymywała się tu z pasterstwa i rolnictwa. Po wojennych zawieruchach, ludzie zmuszeni przez biedę zaczęli wyjeżdżać za chlebem do większych miast i zagranicę, zostawiając za sobą domy wraz z dobytkiem. Miasteczko stawało się coraz bardziej wyludnione, popadało w ruinę. Sytuację pogarszał powolny upadek przemysłu wełniarskiego na skutek popularyzacji tkanin syntetycznych oraz położenie w rejonie aktywnym sejsmicznie (L’Aquila). W 1999 roku Daniele Kihlgren, włoski biznesmen o szwedzkich korzeniach, odkrył miejscowość podczas wyprawy motocyklowej. Miasteczko zauroczyło go do tego stopnia, że postanowił ocalić je od zapomnienia. W 2005 roku wykupił kilka domów, które wyremontował i przekształcił w hotele. Inwestycja zaczęła przyciągać turystów, co z kolei zachęciło nielicznych, pozostałych tu mieszkańców do działania i wynajmu własnych kwater. Z czasem powstało tu kilka knajpek, lokale typu „bed & breakfast”, sklepiki z własnymi wyrobami i rękodziełem, herbaciarnia, a nawet otworzono punkt informacji turystycznej.
W 2009 roku, podczas słynnego trzęsienia ziemi w oddalonej o niespełna 30 km miejscowości L’Aquila, Santo Stefano straciło swoje dwa najcenniejsze zabytki: wieżę – symbol miasta oraz kościół Madonna del Lago. Kiedy zwiedzaliśmy miasto, wieża jak i kilka innych budynków były w trakcie odbudowy/renowacji.
Stefanowe uliczki wciągnęły nas na dłużej niż planowaliśmy, chyba nigdzie indziej nie czułam się tak blisko prawdziwych Włoch jak tutaj. Widać, że to miasto niedawno zaczęło odżywać i że jest to powolny proces. Lokale z jedzeniem znajdują się w sąsiedztwie budynków, które wyglądają jakby miały się za chwilę zawalić, ale dzięki temu, że nie wszystko jest „odpicowane” pod turystów, łatwiej sobie wyobrazić jak mogło wyglądać tu życie.
Po zwiedzeniu miejscowości ruszyliśmy szlakiem w poszukiwaniu innej perły regionu – fortecty Rocca Calascio http://footsteps.cba.pl/castello-di-rocca-calascio
Główny plac starego miasta Piazza Medicea oraz maleńki kościół Santo Stefano:
Codzienne życie mieszkańców pod foto-obstrzałem wścibskich turystów: